„Klub
seryjnych morderców”. Brzmi dziwnie? A może przerażająco? Cóż, to książka dla
osób o mocnych nerwach, ale mnie doprowadzała momentami do łez. Nie, żeby była
wzruszająca. Nic z tych rzeczy. Były to łzy wywołane przez śmiech. Ale
zacznijmy od początku.
Przez
dużą część semestru nudziłam się niemiłosiernie i postanowiłam przełamać swój
wstręt do książek. (Dodam jedynie, że za ten niesmak i niechęć do literatury
należy podziękować naszemu kanonowi lektur, w którym naprawdę niewiele pozycji
wywołało u mnie entuzjastyczną reakcję i zachwyciło pomysłem, napięciem, akcją,
czy czymkolwiek w ogóle. Wszystko „na jedno kopyto”, nic świeżego i niewiele w
moim guście.) Jedną z pozycji jakie trafiła w moje ręce jest właśnie ta
książka. Egzemplarz wykąpany, pofalowany i w stanie wskazującym na spożycie
pożyczyłam od kuzyna. Było warto.
Jeżeli
kogoś odrzucają wulgaryzmy i duża dawka obrzydliwości, lepiej niech nie sięga
po ten utwór. Nie chcemy przecież wywołać u nikogo szoku. Jeżeli jednak
tolerujecie takie zabiegi, jest to idealna książka na samotne wieczory.
Okładka książki. |
Nie
nazwałabym tej pozycji arcydziełem, bo są książki napisane lepiej, bogatszym
językiem, bardziej poetycko, filozoficznie. Autor pod względem techniki i stylu
pisania jest dość przeciętny, ale zyskuje dużo na swojej pomysłowości i formie
powieści. Fabuła jest bardzo oryginalna, a utwór łączy w sobie kryminał, czarny humor i komizm postaci.
Bohaterowie, zgraja seryjnych morderców ukrywających się pod pseudonimami sławnych
osobistości, to banda bardziej i mniej zdziwaczałych osobników, którzy winą za
całe zło świata obarczają własne mamusie. Trudno się nie uśmiać, gdy wszystkie
te „gwiazdy” zasiadają razem w knajpie niczym w klubie książki. Twórcy nie
brakuje też pomysłów na coraz bardziej wymyślne zbrodnie. Książka od śmierci
się zaczyna, śmiercią się toczy i, co raczej nikogo nie zaskoczy, śmiercią się
kończy. Krew leje się strumieniami, obrazy morderstw są bardzo plastyczne i
właściwie można sobie wyobrazić, że siedzimy schowani w szafie i wszystko to
oglądamy. W książce nie brakuje szybkiej akcji, dobrze budowanego napięcia i
niepewności, elementów zaskoczenia. Poza tym, w „Klubie (…)” pełno jest
absurdalnych sytuacji, nielogicznych rozmów i abstrakcyjnych, jak by się mogło
wydawać, zbiegów okoliczności. Świat, przedstawiony z punktu widzenia głównego
bohatera, wydaje się prymitywny, wręcz komicznie beznadziejny, a sam bohater do
osób inteligentnych i rozważnych nie należy. To człowiek bez planu, szukający
przygód, działający przez przypadek (tak, właśnie „przez przypadek”, a nie „pod
wpływem przypadku”, bo wszystko, co mu się przytrafia, wydaje się być
niefortunnym incydentem, a on sam staje się marionetką losu). A jakby tego było
mało, jest to człowiek bez osobowości, bez charakteru i bez tożsamości. A
dlaczego? Tego dowiecie się, sięgając po powieść Povey’a.
Polecam
tą książkę z kilku powodów. Pierwszym jest oczywiście humor, który niesłychanie
przypadł mi do gustu. Dzięki niemu czytanie tej powieści stanowi świetną
rozrywkę, chociaż opinie są różne i nie każdy „czuje” ten rodzaj dowcipu. Inny
powód to kreacja bohaterów, a raczej jej psychologiczny aspekt. Autor pokazuje,
że każdy ma w sobie coś złego, coś dobrego, coś niedorzecznego i szalonego. Jeżeli
spojrzymy ponad zabawnie głupich morderców, zobaczymy pewne schematy
osobowości, role społeczne. Powieść świetnie pokazuje, jak ludzie potrafią
zmieniać się pod wpływem sytuacji, drugiego człowieka, własnych fantazji czy
też chęci zemsty. To również powieść o przynależności do społeczności, w jakiej
żyjemy i o dopasowywaniu się do jej standardów. Jeszcze innym powodem, dla
którego warto „Klub (…)” przeczytać, jest wyobraźnia. To istny pokaz jej
możliwości, najwymyślniejsze scenariusze, najdziwniejsze postaci, coś, czego
nie spotyka się nadmiernie często. No i ostatni powód – zakończenie. Nie ważne,
czy całość się komuś podoba, czy nie. Zakończenie jest dla wszystkich
zaskakujące. Sama otworzyłam usta ze zdziwienia, czytając ostatnie strony.
Nawet,
jeżeli gustujecie w innych gatunkach, macie swoich ulubieńców, warto sięgnąć po
tą pozycję. W końcu najpierw trzeba czegoś spróbować, żeby wiedzieć, czy się to
lubi czy nie.
Wpadłam tutaj przypadkiem i zobaczyłam "Klub seryjnych morderców", więc postanowiłam przeczytać recenzję, bo książkę bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńNie znam się w ogóle na recenzjach, mało takich czytam, ale ten tekst naprawdę mi się spodobał. Gdyby nie czytała "Klubu (...)", pewnie bym po niego sięgnęła. Zachęcasz.
Powodzenia w prowadzeniu boga, Agnes! : )
Dzięki. Zachęcam, bo książka świetna i lekko się czyta. Jak ktoś ma czas, to w dzień pochłonie bez problemu. :)
UsuńPierwszy raz słyszę o tej książce. Może po nią sięgnę, choć boję się trochę, że się rozkleję. Niestety mocnych nerwów, to ja nie mam :D
OdpowiedzUsuńHej, bo pisałaś u mnie na blogu, że jakby co to mogłabym się ciebie poradzić. Po prostu sprawa jest taka: napisałam do tej Eski, co co chwilę podkreślałam w moim blogu, jednak nie odpisali mi. Próbowałam przez fb- nic. Próbowałam za pomocą e-maila do jednego z prowadzących- też nic. Jak myślisz, jak można do nich dotrzeć? Czy może spróbować do innej stacji napisać? Na odpisanie na e-miala czekam już chyba z 3 tygodnie, więc już trochę straciłam cierpliwości. Co o tym myślisz?
Odpisz mi na moim blogu, pod którymś z postów.
OdpowiedzUsuń