16.09.2013

[FILM] Życie, którego nie było.

Dziś recenzja filmu, który miał szansę być filmem dobrym, ale został zmasakrowany przez fabułę. Nie wiem, o czym myśleli twórcy. Może to miał to być taki element zaskoczenia, może to mój gust jest jakiś dziwny, ale w pewnym momencie filmu miałam ochotę wyjść i zakopać się w ogródku. Pomysł na fabułę jest tak niedorzeczny, że nie wiedziałam, czy wybuchnąć śmiechem, czy się rozpłakać, więc zrobiłam jedno i drugie w tym samym momencie. Ale może zacznijmy od początku.

Film zaczyna się ciekawie. W katastrofie lotniczej giną dzieci, rodzice są zrozpaczeni. Matka jednego z chłopców szuka pomocy u psychiatry. Wtedy zaczyna się ta fajna część, kiedy wszyscy na około zaczynają twierdzić, że katastrofy nie było, chłopiec nigdy nie istniał, a matka nie jest w stanie udowodnić, że było inaczej. Opcji jest kilka. Tajne działania rządu, terroryści, choroba psychiczna kobiety. Z pewnością można wymyślić jeszcze kilka ciekawych opcji. Do tego momentu wszystko jest w porządku. Aktorzy dobrze grają swoje role, wszystko jest prawdopodobne. Jest tajemnica, może jakiś spisek. Okazuje się, że nie tylko ta jedna kobieta pamięta swoje dziecko. Są emocje, napięcie, jakiś dreszczyk. 

Teraz wydawałoby się, że cokolwiek nie wymyślą twórcy, którąkolwiek przyjmą opcję, będzie dobrze. Bo film jest ciekawie pomyślany, dobrze nakręcony, świetnie zagrany. Dosłownie siedzi się i obgryza paznokcie w napięciu, czekając na rozwiązanie zagadki. Otóż nie. Jest tylko jedno rozwiązanie, które może uczynić dobry film złym. I na to właśnie rozwiązanie decydują się twórcy. Już się domyślacie? Nie? To może nie będę podpowiadać. Obejrzyjcie i przekonajcie się sami. Zdradzę jedynie, że pomysł jest tak niedorzeczny, że za żadne skarby nie jestem w stanie w niego uwierzyć. Już bardziej prawdopodobny jest zielony ogr, wróżka chrzestna i gadający osioł razem wzięci. Prędzej bym uwierzyła, gdyby dzieci zostały przystawką na przyjęciu urodzinowym smoka wawelskiego. 

I na prawdę chciałabym ten film polubić, chociażby za grę aktorską, która moim zdaniem była całkiem niezła. Chociażby za intrygę i zaginione dzieci, których rzekomo nie było. Ale za żadne skarby nie jestem w stanie uwierzyć w to, co chcą mi wmówić twórcy. Gdy zagadka zostaje rozwikłana, film z dramatu/thrillera staje się kiepską komedią, a szkoda, bo można było rozwiązać to dużo lepiej.

Na okładce z DVD jest napisane, że to najbardziej wstrząsający film od czasu „Szóstego zmysłu”. Owszem, zdecydowanie film mną wstrząsnął. To dobre podsumowanie. Z tym wyjątkiem, że obraz użyty do porównania był logiczny, od początku do końca utrzymany w jednej konwencji, a tutaj tej logiki odrobinę zabrakło.

Nie polecam ludziom, którzy mają słabe nerwy i nie lubią w pewnym sensie przewidywalności w produkcjach filmowych. Wybrane rozwiązanie wydawało mi się tak oczywiste w tej sytuacji, że aż głupie i nierealne. Polecam natomiast do obejrzenia ze znajomymi tym, którzy lubią oglądać na prawdę dziwne reakcje szoku i załamania. Ja bawiłam się przy tym przednio. Można również obejrzeć do momentu tuż przed rozwikłaniem zagadki i uznać to za otwarte zakończenie. W takim wypadku film jest całkiem przyzwoity.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz